wychodził do pracy w polu i z uśmiechem zdumienia a mimowolnej wzgardy poglądał na ciepłą, zabawnie obszerną odzież ludzi, przybywających z za gór. Nigdzie nie zatrzymując się dłużej, rozstali się podróżni na nizinach z rzeką Ticino, którą byli widzieli, gdy zlatywała potokiem ze śnieżnych jaskiń Gotardu. Przebyli leniwą, mułem i kamieniami zawaloną Po.
W pierwszych dniach marca dosięgli liguryjskich Apeninów i wjechali w ich wąwozy. Po górskich drogach wlokły się ładowne zaprzęgi o dwu olbrzymich kołach i prastarym, starorzymskim hamulcu, ciągnione przez osły, muły i konie. Woźnica trzaskał wesoło z bata, pędząc w doliny, gdzie spał perłowy zmrok wiosennych mgieł, wdzierając się na skaliste przełęcze i znowu lecąc na dół. Gdzie rzucić okiem, słały się oliwne gaje, powlekając srebrną szarością wyschłe, kamieniste pagóry. Lśniły się pod słońcem chropawe, jak zeschła ziemia, ściany domostw wieśniaczych. Po nadrzeczu tuliło się tam i sam zwarte, spiętrzone miasteczko o domach jasno-żółtych. Zwisał z ogrodowych murów przypołudnik o trój graniastym liściu, a tu i owdzie kwiat jakoby naszego ostu wytryskał z jego zwojów. Potworny kaktus wwiercał w szczeliny skał i ścian szpony swych korzeni i wystawiał na słońce krzywe pazury łap rozpłaszczonych. Za żelaznemi kratami domów zalśniła kiedy niekiedy rabata lewkonii, przemknął dokoła twarzy cudowny odór gajów różanych, musnął oczy daleki widok kamelii w kwiatach, siejących dokoła swych ślicznych osób białe i ponsowe płatki uwiędłe. De With, który był w tym kraju po raz pierwszy w życiu, patrzał na wszystko okiem zga-
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.