— Nie! Wiem, co mówię.
— Nie wiesz! Nie znasz Niemców! To jest nie naród, ale wprost zakon straszliwy, zorganizowany mądrze i bezwstydnie do wytępienia takich oto, jak my, rolników i marzących na jawie. Nad Łabą, nad Wełtawą! Słuchaj!...
— Widziałem toto wszystko. Drwię ja sobie z Niemca, dopóki siedzę na roli, na swojej, czy na cudzej. I cóż poradzi, choćbyś sto razy podpatrzył ich zakonne statuta, jeśli sam swoich nie tworzysz? Czy myślisz, że słowiańska nasza dusza przeistoczy się w duszę niemiecką od patrzenia i nauki? Nigdy! Jesteśmy inni, odmienni. Ty traf w to, co jest twoją naturą i twoją siłą, w rolniczą potęgę, którą bezużytecznie trzymasz w ręku. Jeśli potrafisz wydobyć z niej wszystkie zasoby, to cały zakon niemiecki na tobie jednym zęby sobie wyłamie.
— Nie wiem, co mi ty mówisz. Ja się duszę z rozpaczy, widząc co się dzieje, czując w rozmowach pomysły zagłady, wytępienia. On ze mną politycznie mówi, grzecznie się bawi, a zarazem sondę zapuszcza...
— Wytępienia! — śmiał się Trepka — zagłady... Mnie tu kto zgładzi, mnie wytępi w Stokłosach? A no, owszem, niechże przychodzi ze swoim planem i zamysłem. Chłopów, których ja pracować, żyć, myśleć nauczę... — rzekł, chwytając Cedrę za rękę.
— Otóż ja ci mówię, że się łudzisz okropnie! Jam zajrzał w duszę ich, głupca udając, podszedłem ich skrytości. Wśród szelestu jedwabiów w salonach, wśród koronkowych balów śledziłem ich zamysły. Ludzie ci nie cofną się przed niczem. Czy wiesz? — krzyknął
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.