Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.

Aże po sercu źga, jak se pomyśleć. O, stoi, patrzy... Stój, patrzaj! Odechce ci się, jak poczujesz, jak powąchasz, czem takie chętki pachną!
— Powiadali, że szło toto między posterunki, jak ja z imością między stragany na Kleparzu.
— I co też to w takim łbie usiędzie! żeby też tego rozumu nie mieć!
— To ta młodość szelmowska, widzisz pani. Krew takiego kłuje cięgiem: idź, idź... Mierzi go, widzisz pani, miejsce...
— Jedzie, jedzie!
— Kto jedzie?
— Dragony jadą! Konnica! Zielone dragony Loewensteina!
— Białe dragony za nimi!
— Heskie dragony!
— Karabinierzy za nimi!
— Białe Althany za nimi!
— Bębny walą...
— Słyszycie... Za umarłe!
— Co to?
— Dzwon!
— Dzwon, dzwon!
W ulicy Sławkowskiej rozległ się głuchy, głęboki łoskot bębnów i strasznym urokiem melodyi swojej pognał lud. Gwar coraz głośniejszy, coraz żywszy rozciekawionej tłuszczy, zdawało się, że go zagłuszy. Było coś niewymownego, coś żelazną obręczą ściskającego serca słuchaczów w tym pokrzyku tłumów coraz bardziej natężonym, coraz silniej podbechtanym i jak gdyby radosnym. Cedro i Olbromski, potrącani i pocią-