skoro pani dziedziczka wyrwała się... te!... z tą gotowością pomagania waćpanom. Bo to z panią dziedziczką sprawa nie łatwa. Nudzę się, nudzę się... A potem rób, co chcesz... Upór...
— Panie Kalwicki, panie Kalwicki, trzymaj się, z łaski swej, w ryzach!
— Już milczę. Już trzymam język za wąsami!
— Cofnij-że go waść jeszcze głębiej, bo mogę przyciąć, a to boli.
— Ale bo pani dziedziczka nie zwraca uwagi, a to pachnie najgrubszym powrozem. Możemy w taką wleźć kalafutrynę, że nietylko buty, ale nogi w niej zostaną.
— A niech sobie zostają waścine nogi, a osobliwie... te buty...
— Chciałem coś jeszcze powiedzieć...
— Nic już nie słucham.
— Muszę przecie powiedzieć, żem onego oficyerka zaprosił wreszcie na święty Szczepan. Com ja miał z tem brzydactwem!
— Bardzo to dobrze. To chwalę.
— A i ja tak sobie myślę, że to jest dobrze.
— Cóż jeszcze, staruszku? Tylko żywo, bez elokwencyi!
— O, zaraz: staruszku! To się nie godzi...
— Co jeszcze? pytam swego plenipotenta.
— Zaraz z książęca! Muszę jeszcze dodać, że dla dragonów trzeba będzie postawić co najmniej kufę piwa. Panie Boże, mało mię udar nie zwali, jak pomyślę...
— Postaw im waszmość kufę...
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/288
Ta strona została uwierzytelniona.