już sam osobiście był przywiózł i w bocznej gotowalni na dole umieścił, żeby się tam dostatecznie po swo jemu wymuskał i oczyścił. Wreszcie ukazał się ów porucznik. Szedł żwawo po schodach w swym półfraku, świecącym od naramienników i ozdób, w obcisłych ineksprymablach i ciżmach, dumnie i swobodnie wydymając usta. Kamerdyner skłonił się przed nim we dwójnasób nizko i poprzedził go bokiem o kilka schodów, żeby snadź Niemiec nie pomylił się co do osoby gospodarza. Kalwicki łamaną, z łacińska-polską, a pan Ołowski wyśmienitą niemczyzną przyjęli gościa i z wielką atencyą, komplementami, wśród ukłonów prowadzili do salonu.
Tam już rozstawione pod ścianami kanapki i krzesła napełniały się doborem najpiękniejszych dam okolicy. We drzwiach do sąsiednich salonów tłoczył się zastęp tancerzy. Środek sali był pusty. Pani Ołowska w pobliżu głównego wejścia witała przybywających.
Włosy jej, utrefione tego dnia w sposób szczególny, objęte były dwiema gałązkami lauru. Szyja i ramiona wyłaniały się z pomiędzy szerokich buf rękawów. Lekka, prześliczna suknia, z wpiętemi w przód spódnicy różami, robe de gaze, à raies de satin, koloru morskiej wody, nie dosięgająca ziemi, otoczona była u dołu liśćmi kamelii i osłaniała nogi powyżej kostek. Długie aż do ramion rękawiczki osłaniały obnażone ręce. Za przepaską, pod osłonionemi piersiami drgał życiem bukiet fijołków z Parmy. Kiedy wszedł porucznik i z wyszukaną elegancyą Wiedeńczyka skłonił się przed nią, przyjęła go, równie jak mąż, z honorami. Zażądała, aby jej podał ramię i przeszła z nim przez opróżniony
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/296
Ta strona została uwierzytelniona.