— Nie obmawiaj, nie obmawiaj, stary włóczykija!
— No, ja ta idę do wiary, do swoich. Co mi tu za niewola ziewać z nudów! Z nas każdemu sto bitew stoi w pamięci. Taki se Pawlikowski! W trzeciej jeich kompanii służy pod Fijałkowskim. Sam, jucha, na syngieltona wziął w niewolę 57 szwabów piechotnych. To przecie wojska się zadziwiły i od kraja do kraja trzęsły ze śmiechu. Chciał go Moreau generał dowodzący natychmiast oficerem na placu mianować. Natychmiast powiada mu, wdziewaj szlufy, przypasuj szablę oficerską. A na to Pawlikowski jeno ramionami wzruszył i powiada: Ne se lir, ne se krir, ne pe ofisie... Nagradzaj-że go! To mu dopiero karabin jakisi frymuśny przysłali z okuciami ze śrebła i z napisami długiemi we figlasach, jako że jest rycerz nad rycerze... A bo to jeden jedyny? Kużden widział na oczy świat szeroki, ziemię Włoską, ziemię Francuską, Niemce, góry, morza, wielkich bohatyrów i straszne dzieła wojenne. Cóż mnie po tem, żeby mi miał bele fąfel przewodzić, co jeszcze od smrodu prochowego poczciwie nie kichnął!
— Taka to subordynacya!
— Jak jeno do Kalisza przyjdziewa, zaraz idę do szefa i wykładam. Tam i oni w tym Kaliszu mieli mieć swoje depot. Dopóki my instruktorami — a no to uczę toto ciaciastwo dzień dnia. A tera pokój! Wyborowa kompania — śmiech! Jabym im pokazał wyborową kompanią, toby się w mysie dziury zmieścili ze wstydu. Niechże ich ta uczy, kto umie. A ja nie dyrektor. My są rycerze. Ja bez wojaczki, jak siodło bez konia. Jeszczebym się rozpił, albo, czego Boże zachowaj, obabił...
Po chwili szeptał jeszcze ciszej:
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/023
Ta strona została uwierzytelniona.