temi nogami. Idąc wciąż pilnie przy pysku towarzysza, spotykał te konie padłe, leżące bez siodeł i uzd. tem staranniej i prawie z rozpaczą pilnował swego. Szedł coraz wolniej, byleby go nie utracił na drodze. Koń trząsł się z gorączki, stawał na piętkach kopyt, słaniał się i rżał głucho. Jeździec poszarpał swoją koszulę, podarł na pasy i użył ich na bandaże, którymi obwiązywał mokrą glinę na kopytach. Miało się ku zachodowi, gdy rumak zachwiał się i runął bezwładnie nad rowem drogi. Zębami gryzł ziemię, nozdrzami miotał płonący oddech. Szarpnął się raz, drugi, trzeci. Dreszcz głęboki przebiegł go, piękna głowa głucho runęła w miękką ziemię. Ustał płomienisty oddech...
Pełen głębokiego żalu stał nad nim jeździec z oczyma utkwionemi w zmierzchłych źrenicach, w dziwnym, jak gdyby szyderczym a nieskończenie bolesnym uśmiechu pyska.
Pchnęła go w piersi ta niespodziana przeszkoda i obudziła z dumnych zamyśleń rycerskich. Przyniósł go tutaj ten wierny, kochany towarzysz z ojczystej ziemi, przeprowadził przez tyle krain na jawie i przez taki ogrom widzeń, miał zanieść go do miejsca sławy... Teraz śmiał się z tego wszystkiego gorzkim śmiechem śmierci.
Spostrzegłszy, że nigdzie na drodze niema towarzyszów, a noc się zbliża, Krzysztof odpiął obergort czapraka, popręg siodła, ściągnął uzdę, podpiersie... Gdy wyczuwał rękoma gorąco we wzdętym brzuchu i krążenie w żyłach krwionośnych łba, trząsł się sam i słaniał. Zrzucił derę, siodło z czaprakiem i trenzlę na kark własny, lancę ujął w garść i ruszył naprzód go-
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.