— Holendrzy w Hiszpanii, jako zdobywcy... — pomyślał leniwie Krzysztof, ziewając z całego serca.
W tej samej chwili rozległ się dzwonek u drzwi prowadzących do zakrystyi, tak znany uchu katolickiemu, a zwiastujący wyjście sumy. Wszyscy porzucili swe zajęcia i zwrócili głowy w tamtą stronę. Istotnie wychodził z zakrystyi tłum poprzebieranych żołnierzy. Naprzód szedł szereg jakoby chłopców, mających służyć do mszy w komżach i ponsowych pelerynkach. Każdy z nich niósł dużą butlę omszałą z minką skromną i pokornie spuszczonemi oczkami. Ustawili butle na wielkim ołtarzu szeregiem i, złożywszy rączki, pośpiesznie zbiegli ku stopniom. Za nimi dopiero wylazł z zakrystyi piechur z wąsiskami, jak dwa lisie ogony, w lśniącej kapie i berecie, drugi za nim w ornacie, trzeci tylko w albie, którą podnosił w sposób damski, zwany incroyable czasu wielkiej rewolucyi. Każdy z nich dźwigał olbrzymi gąsior z winem.
Tłum żołdacki ryczał z zachwytu i klaskał w ręce. Tamci, błaznujący, poustawiali przyniesione gąsiory na ołtarzu. Przydźwiganą przez kilku beczułkę z winem wtoczyli na ołtarz i ustawili na szczycie cyboryum. Piechur w kapie wziął z rąk kolegi kadzielnicę i niespodzianie zaczął wykonywać nieprzyzwoity taniec i odprawiać jakieś potworne nabożeństwo. Gdy wśród podrygów wyrzucał nogi, odgięła się kapa i wykazała, że celebrans jest wprawdzie w mundurze, ale bez innych, niezbędnych części uniformu, które właśnie suszyły się przy jednem z ognisk. W trakcie tych profanacyi poubierani w komeżki wypchnęli przed ołtarz siwego człeczynę w nocnej koszuli i krótkich majtkach. Ubrany
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/054
Ta strona została uwierzytelniona.