Przyszli nareszcie do rogu ulicy. Ich droga była prostopadła do kierunku głównej drogi ataku. Z miejsca, gdzie się znaleźli, szła wązka bocznica pod kątem prostym, a równolegle do ulicy Sant’ Engracia w kierunku klasztoru Franciszkanów. Nastawiwszy ucha, słyszeli gwałtowną wrzawę przy końcu trzeciej linii tego kwadratu, która to linia musiała znowu łączyć się z ulicą Engracia. Tam pędzili jeszcze pojedynczo ranni Hiszpanie, wlekli się upadający
Siedmiu przypadkowo zgromadzonych piechurów, a między nimi ułan-piechur Cedro — puściło się na oślep w te zaułki. Przeczuwali, że trafią na barykadę i zajmą jej tyły. Było tam mroczno i zupełnie pusto. Szli cichaczem, niepostrzeżeni przez nikogo. Skradali się na palcach, jak lisy po obudwu stronach przesmyka, plecami szorując po murach. Bez straty i przeszkody dotarli do rogu.
W uliczce, która była czwartą przecznicą arteryi Sant’ Engracia, a pierwszą od strony klasztoru Franciszkanów, wyjrzawszy z za węgła, ujrzeli garść Hiszpanów, walczącą na murze. Trwała i wysoka podmurówka z cegły zamykała tę uliczkę i dzieliła ją od głównej krwawej arteryi. Za murem leżały na kupie klawikordy, kanapy, szafy, wozy, stosy wyrzuconych mebli i kupy worów z piaskiem. Na nich to czyhali ludzie pokrwawieni, przeważnie ranni, i bez przerwy strzelali. Kobiety nabijały broń, dzieci podawały ją obrońcom. Na samym szczycie stało kilku młodych i zdrowych żołnierzy. Ci bronili przystępu do tego miejsca karabinem. Woltyżerowie porachowali ów tłumek oczyma... Za chwilę wypadli z za węgłów ulicy i z krzykiem rzucili się na
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/074
Ta strona została uwierzytelniona.