Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

chem gnany, z urwaną połową czapki, skrwawiony w dziesięciu miejscach od kontuzyi, ślepy od prochu i uniesienia, złaził z barykady wielkimi kroki po worach, trupach, gratach, razem już ze zdobywcami. Pieśń koło niego straszliwa... Widziała go była na czubie niezdobytej poprzecznicy cała kolumna, Lacoste i Chłopicki... Wskazywali go szpadami, prąc, gniotąc i goniąc Hiszpanów ku następnej bateryi u wylotu ulicy Engracia, gdzie się już zaczynał biały od słońca, wydłużony plac Cosso.
W miejscu zdobytem ulica Engracia stanowiła wązką szczelinę. Z prawej strony wznosiły się mury szpitala, z lewej olbrzymie czarne mury klasztoru Franciszkanów. Wieża zdawała się zwisać nad ciemnym przesmykiem. Zastęp hiszpański, który bronił barykady nie cofnął się jeszcze w to przejście, lecz podzielony na dwa oddziały, zajął w mgnieniu oka klasztory Panien Jerozolimskich i Franciszkański. Cedro wraz z tłumem towarzyszów uderzył na pierwszy z tych konwentów. Furty i bramy były zawalone, ale je wnet wyłamano. Hiszpanie zostali wytępieni bagnetem u wejścia do kościoła, w jego kruchtach i nawach, w przedsionku i korytarzach klasztornych. Gdy Krzysztof wszedł do głównego budynku, który stanowił mieszkanie zakonnic, już te miejsca były zupełnie opanowane. Długie, niezmierne, kręte korytarze, skąd na prawo i na lewo wchodziło się do cel, były zupełnie już puste. Panowała tam ciemność i nieprzyjemna cisza. Łoskot kroku rozbijał się, jakgdyby w studni. Krzysztof był śmiertelnie strudzony.
Za jakąbądź cenę pragnął zasnąć przynajmniej na