z błyskawiczną prędkością. Żołnierz ów odparował ciosy i pozornie umknął. Drugi najechał na jego miejsce, jak sobowtór tamtego. Zwarli się końmi pierś w pierś, wrąbali w siebie nawzajem, aż stal z trzaskiem zgrzytała. Rafał pochwycił moment, wparł stopy w strzemię, stanął i płatnął na amen. Nagle tamten drugi, pozornie dezertujący, zdarłszy konia wędzidłem tak wysoko, że z rozwartym pyskiem stanął dęba i rzucił się naprzód — z impetem runął w junaka.
— Wawrek! A bij-że! A bijże tę psiokrew! — wrzasnął gdzieś z boku skrzydłowy wachmistrz.
Rafał czuł się na siłach i odwalił wszystkie cięcia z pewnością siebie. Pałasz jego miotał się błyskawicą, strzelał wokoło i krzesał ogień. W pewnej chwili zgiął się na bok pod strasznym ciężarem.
— Przetrącił mi ramię... — tyle zdążył pomyśleć.
Pałasz wylatywał mu z garści, z pomiędzy zmarzłych palców... Chwycił go jeszcze raz z całej mocy, z całej siły, z całej duszy i wzniósł zdrętwiałą i ciężką rękę, ale nie mógł już zadać ciosu. Mrówki, mrowisko w dłoni, w łokciu, w ramieniu.
Huzar odsadził się na siodle i pchnął go wtedy sztychem w piersi. Ostrze zaorało po kości i ognistym jęzorem wżarło się w bok. Jeździec austryacki szarpnął się w tył i zleciał z siodła na bok, zajechany szabliskiem przez skrzydłowego wachmistrza. Za chwilę siedział w kucki na zagonie, obiema rękami trzymając rozwaloną szczękę. Straszne jego, siwe oczy patrzyły w próżnię, z gardła wydobywał się bydlęcy ryk. Olbromski sekretnym ruchem wyciągnął z olstrów pistolet i strzelił mu w łeb z góry, prosto w te obłąkane
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.