Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

ślepie. Uczyniwszy to, rzucił okiem na swe spodnie i ze zdumieniem i złością zobaczył, że lewa noga, kolano, but aż do stopy zalane są krwią.
— Któż to u stu dyabłów tak mię spaprał? — myślał, jak przez sen.
Spostrzegł, że pole całe żółknie i że płomyki zielonawe wypadają z niego rzędami. Puścił wodze i lewą ręką zaczął przecierać sobie oczy.
Z krzykiem i tętentem robiąc lancami, strzelając i tnąc się w szable, otoczyła go kupa bezładna ułanów i zagarnęła w środek. Słyszał w tym tłumie nieustający krzyk kapitana, porucznika i kolegi podporucznika: — Stój i równaj się! Jak oszalały, wywrzaskiwał to samo wachmistrz starszy. Cofali się ku lasowi, odpychając ze wszech sił nacisk huzarski. Pojedyńczo jeźdźcy ganiali się jeszcze tam i sam, w polu. Patrol, który wreszcie zaczął raliować się pod lasem, uprowadzał ze sobą kilkunastu wziętych w niewolę.
Rafał nie rozumiał teraz dokładnie tego, co się dzieje. Było mu nieprzyjemnie, mdło i głupio. Dał się, jak tchórz, porąbać... Gdy wrzawa bitwy, szczęk szabel i okrzyki ucichać poczęły, rozproszeni ułani dopadali co chwila w skok do tego miejsca. Byli zgrzani, na obłąkanych i spienionych koniach. Ten i ów prowadził rumaka węgierskiego, ten i ów wlókł rannego czy potłuczonego huzara. Spostrzeżono wreszcie, że podporucznik Olbromski jest coś zanadto krwią oblany.
Bronił się i udawał zucha. Ale ściągnięto go z konia. Gdy mu starszy wachmistrz na rozkaz kapitana odpiął rozwalony mundur, krew bujną falą broczyć za-