Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

Huzar podniósł na niego oczy przekrwione i pokazał swą rozpaloną głowę. W istocie skorupa krwi zwiększała się ciągle na skudłanych włosach.
— A to tak gadaj! — rzekł wachmistrz. — Boli cię?
Żołnierz coś wymamrotał po węgiersku, czy po rumuńsku.
Rafał domyślał się, o co chodzi żołnierzowi, ale milczał. Widok krwi tego chłopa budził w nim zimny, niezłomny gniew. Żeby się odczepić od błagalnych spojrzeń, rzekł oschle:
— Wachmistrz, zawiązać mu ranę i wziąć go w tył, żeby mi na oczy nie lazł.
— Według rozkazu!
Zsiadł wachmistrz z konia i zwrócił się do huzara:
— Masz jaką chustkę? Hy?
Ranny wzruszeniem ramion pokazywał, że nie rozumie.
— Nawet gadać żadną gwarą nie umiesz, kapcanie! Gibnij chustkę, to ci łeb zdrutuję, fersztanden? Odgibam ci tę szmatę, nie bój się, jak łeb naprawię.
Żołnierz powtórnie wskazywał, jako nie wie, czego chcą od niego. Wtedy jeden z ułanów wydobył z mantelzaka czystą szmatę i uroczyście podał ją wachmistrzowi. Ten wprędce, nie zatrzymując pochodu, obmył wódką i zawiązał głowę Austryaka. Gwarzył mu wciąż w oczy:
— Szable sobie wyostrzyli, jak brzytwy! A ja ci bez toczenia na brusie łeb od zamachu zetnę, wiesz ty o tem? Jak cię ułan w pazury weźmie, mów pacierz i to prędki! Tylko że ty i o pacierzu pierwszy raz pewno słyszysz, niemiecki sługo. O, juchy! Na Po-