Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

i dzieciom wynieść się ze wsi co tchu. Każda może zabrać ze sobą wszystek żywy dobytek. Chłopów co do jednego zatrzymasz. Żeby mi żaden nie uszedł. Za cztery pacierze spalę wieś ze szczętem. To im powiedz. Wszystko masz wykonać natychmiast.
Odkomenderowana kompania grenadyerów w bermycach z białymi kordonami, o szlifie czerwonej z włóczkową torsadą — ruszyła błotnistą drogą za pałac falencki. Wyszła z bagnisk porosłych olchami i znalazła się u wylotu wioski. Dwadzieścia siedlisk stało tu po obudwu stronach odwiecznej, grzązkiej drogi, prostą linią biegnącej w kierunku lasów i najbliższej wsi — Laski. We mgle widać było drzewa następnej — Janczewic.
Rafał wypuścił konia. Za chwilę był w środku wsi.
Ludność Falent obudzona ze snu, wyległa z chat. Były to wszystko domostwa drewniane, mazurskie, bielone, pod słomianemi strzechy. Od dwu blizko lat posiadając prawo »przenieść się w obrębie Księstwa Warszawskiego tam, gdzie jego dobra wola będzie« — wieśniak falencki pozostał przecie na miejscu. Z za płotów, z za węgłów, z ciemnych sionek wyglądał teraz na wojsko maszerujące.
Olbromski donośnym krzykiem począł zwoływać chłopów do siebie. Zbliżali się lękliwie, niechętnie, noga za nogą.
Kiedy ich zawiadomił w formie jak najbardziej stanowczej, ordynarnej i rozstrzygającej, że baby i dzieci mają co duchu uciekać ze wsi, rozległ się straszny popłoch, jęk, płacz, zawodzenie. Jak z pod ziemi wyrosłe, zjawiły się u jego strzemion kudłate, napół odziane w wełniaki brudne wiedźmy, dzieci z kołtuniastemi