Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

czuprynami, wstrętni, schorzali starcy. Wszystko to skamlało jednym głosem:
— Zmiłuj się!...
Wyrwał pałasz, precz ich nim odegnał i ukazał schylone bagnety kompanii pieszej.
— Która teraz, we dwa pacierze, nie wywiedzie dobytku, nie wypędzi gadziny, to już straci na zawsze. Za cztery pacierze wieś będzie podpalona ze czterech rogów i pójdzie z dymem.
Rzucili się wszyscy do obór, do stajenek, do chlewów. W mgnieniu oka napełniła się ulica. Ryczały krowy, rżały konie, kwiczały świnie, gdakały kury, gęgały gęsi. Wśród przekleństw i okrutnych wyklinań chłopskich, przeraźliwych, jak sama chłopska tylowieczna niewola, wśród modlitw, zaklęć, próśb, ciągniono na powrózkach krowiny-żywicielki, pędzono prosięta z pieczołowitością, jakoby dzieciątka rodzone, zaganiano ze szlochem koguty, kaczęta, gęsi. Rafał patrzał w ten obraz przygasłem okiem. Oto kobiecina z najbliższej chaty, zawiązawszy w płachtę na plecy jedno dziecko płaczące, drugie dźwiga w kołysce. Łka, zanosi się od chłopskiej, od zwierzęcej rozpaczy. Pojechał środkiem wsi i obnażonym pałaszem dawał na prawo i na lewo znaki pośpiechu. Widział w pierwszem na prawo siedlisku silnego chłopa, jak w portkach i koszuli, wprost ze snu, z paździorami słomy w kosmatym łbie wyrzucał przeze drzwi graty, statek, ławy, kosy, widły, garnki, zczerniałe od dymu i brudu święte obrazy, jak wyrywał rozpaczliwie ze ściany zabitą głucho gwoździami ramę pełną przepalonych szybek i niósł ją dokądś w pole, niby najdroższy skarb. Ujrzał w drugiej cha-