Trzaskający łoskot karabinowy wyrywał się z pomiędzy grzmotu armat; huczał coraz bliżej i bliżej, wzmagał się i potężniał tuż w dymie. Sokolnicki dźwignął się na strzemionach, przeciągnął ramiona...
W tej samej chwili na zakręcie drogi ukazał się adjutant i, salutując w biegu, ukazywał pole przed wioską.
Generał, nie czekając na jego słowo, polecił:
— Plutonami!
Zjechali obaj z drogi wolno, noga za nogą zbliżyli się do batalionu Godebskiego. Wnet usłyszeli komendę:
— Dwoma szeregami!
— Pluton!
— Tuj!
— Cel!
— Pal!
Runęły pociski batalionowe.
Za chwilę dokoła jeźdźców warknęły kule austryackie zdaleka idące, ścinając gałęzie olch i gwiżdżąc przeciągle po wodach. Sokolnicki wjechał w szeregi fizylierów i wesoło, głośno zaczął sam komenderować, trzaskając w powietrzu szpicrutą.
— Nabij!
— Do ładunku!
— Odgryź ładunek!
— W rurę!
— Za stempel!
— Przybij!
— Stempel na miejsce!
— Plutonami!
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.