Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

dzić, jako szlachcic chłopom na pożarze: — A bij-że! A dyć to Niemcy! A nie dajta się! — Wbijali się w szeregi, najeżone skrwawionymi bagnetami, rzucali się na lufy, ociekające krwią.
Krótko trwało ich męstwo. Za chwilę musieli ustąpić. Żołnierz austryacki szedł na nich z wyniosłości w nizinę, szedł kolumną, liczącą trzy tysiące chłopa, zwartą i grubą. Były to bataliony Weidenfelda, batalion Dawidowicza i pułk siedmiogrodzko-wołoski.
Woltyżerowie uchodzili, brnąc coraz głębiej w bajora, odbijając się, odstrzeliwując, trupami zaścielając pole. Austryacy wbijali się w lasek olszowy potężną masą i zagarniali cały. Fizyliery polskie szły w tył coraz bezładniej. Panika padała na nich zwolna, jak rzęsisty a stale wzmagający się deszcz. Darmo szablami oficerowie pędzili do boju. Nadaremnie z gołą szpadą w ręce parł ich swym koniem Godebski...
Rafał znalazł się w truchlejącym tłoku, zbitym w masę, gniotącym człek człeka. W pas brnęli w rudawicy ku grobli stawu, swarząc się już między sobą. Kiedy wydostał się na twardsze miejsce i przetarł oczy, ujrzał przed sobą szlak ku grobli, na którym stał niedawno z generałem. Teraz walił się nań zdemoralizowany batalion. Wprędce napełnili te miejsca, chargocząc, gadając, w kupę zbici. Armaty huczały przed nimi. Kule bluzgały po wodach stawu i kosiły żółte trzciny.
Wtem od strony Raszyna pędem nadciągnął hufiec jezdny. Przewodził mu książę Józef.
Za nim jechał Pelletier i kilkunastu adjutantów Rafał poznał ich wszystkich oczyma, nie myśląc wcale