łych, pchać i dźwigać spiże co tchu w piersi, a siły w ramionach.
Po wielkim trudzie dosięgli nareszcie twardego wybrzeża przed kuźnią raszyńską.
Stamtąd same już konie pociągnęły dalej działa. Spychając piechurów austryackich w bagno, łamiąc się z nimi oko za oko, ząb za ząb wychodziła na suszę piechota i dążyła pod kościółek.
Nieprzyjaciel przedzierał się tą samą drogą. Ale teraz wszystkie siły polskie miał przeciwko sobie. Dwanaście dział bateryi saskiej, armaty Włodzimierza Potockiego i trzynasta kompania artyleryi pieszej Ostrowskiego, stanęły na szańcu za kościołem, na polu od strony Michałowic i nad stawem od strony Jaworowa Wszystkie paszczami zwróciły się na groblę. Żołnierz austryacki musiał przebyć wązki jej przesmyk. To też najcięższa tutaj wywiązała się walka.
Armatom polskim bardzo niewiele szkodziły baterye Mohra, Civalarda i innych, ustawione w nizinie falenckiej, za groblą. Tymczasem każdy pocisk polski, rzucony wzdłuż grobli z raszyńskiego wzgórka, wyrywał istne jaskinie w zwartych szeregach idącej piechoty.
Kościółek, otoczony czworobokiem muru, i domostwa z cegły przy placu kościelnym służyły za doskonałe schrony dla piechoty polskiej. Na grobli zwolna wyrastały wzgórza rzuconych śmiertelnym pokotem polskich chłopów z za Pilicy, Rusinów, Czechów, Słowaków, Węgrów, Cyganów, Wołochów...
Wodzowie polscy stanęli przy armatach. Książę Poniatowski chodził od jednej do drugiej pracowicie, zimno i umiejętnie celując. Co chwila słał adjutantów
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.