— Niestety, jestem teraz skrępowany służbą żołnierską. Skoro tylko wyzdrowieję, muszę się udać do obozu.
— Tam właśnie i ja podążę.
— Książę pan wstępuje do wojska?
— Aha.
— Jakże się cieszę!
— Nie masz czego... Ja nie z chęci walczenia z Austryakami idę do obozu. Powinienbyś mnie rozumieć. Idę spełnić powinność... Nie wiem, czy z tobą mogę mówić jeszcze, jak dawniej. Postąpiłeś ze mną tak dziwnie... wyjechałeś bez słowa oznajmienia.
Olbromski posępnie milczał.
— Przyszedłem tutaj nie po to, żeby ci robić jakiekolwiek wymówki. Bóg z tobą. Rad jestem, że wracasz do zdrowia.
— Nie mogę wypowiedzieć w tej chwili wszystkiego, co mię skłoniło wówczas do nagłego wyjazdu — to tylko wyznać jestem zdolny...
— Nie trudź się.
— Ojciec mię wezwał...
Gintułt uśmiechnął się pobłażliwie.
— Ojciec pisał tu do mnie po twym wyjeździe, zasięgając wiadomości, gdzie jesteś.
Rafał zamilkł. I książę siedział w milczeniu.
Po jakimś dopiero czasie rzekł:
— Nieraz wspominaliśmy cię z mistrzem katedry...
— Czy przebywa tutaj major de With? — spytał bezczelnie Olbromski.
Książę podniósł na niego blade oczy i rzucił wzgardliwe słówko:
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.