kiem. Na błoniu z tamtej strony rzeki zieleniły się już pędy wierzbowe i pastuch, doglądający krów, wesoło wygrywał na fujarce. Przywołano go nad brzeg, żeby pokazał, gdzie tu woda najpłytsza. Prąd leciał wartko lecz widać było piasek na dnie. Żołnierze zzuwali wesoło ciżmy, kamasze i, zawinąwszy pantalony, szli w bród za przewodem pastucha. Ciężko było z przeprawą armat, ale je przeciągnięto bez szwanku i wywleczono z wody. Za mostem droga szła wciąż lasem w stronę Karczewia. Kolumna wytchnęła w Świdrach, oraz na okolicznych wydmuchach litego piasku. Radość była powszechna z tego tytułu, że stare wierzby już zielenieją, że się włamano w granice Galicyi i że pastuch tak po swojsku wycina na ligawce. Chłopi miejscowi rozpowiedzieli dowódcy całą historyę spalenia mostu i przemarszu Austryaków do Karczewia, nie potrafili tylko objaśnić, gdzie istnieje przewóz na Wiśle. Około południa Sokolnicki ruszył w pochód. Żołnierze szli raźno. Pikiety nie dawały żadnego znaku alarmującego. Wyszedłszy z lasu na piaski, wyniesione ponad Wisłę, które otaczają Karczew zanurzony w tem sypkiem morzu, nie dostrzegali nigdzie nieprzyjaciela. Gdyby nie zbyt wyraźne ślady armat, konnicy i piechoty, Sokolnicki skłonnyby był do przypuszczenia, że nieprzyjaciel czyha w zasadzce, gdzieś w lasach otwockich, daleko, szeroko, jak oko sięgnąć zdoła rozciągniętych. Dopiero zbliżywszy się pod same domy Karczewia i zająwszy pozycyę na piaszczystych wzniesieniach poza Kępą Nadbrzeską spostrzegli wojska austryackie, przeprawiające się za Wisłę na krypach. Chłopi, wezwani z Nadbrzezia i Kępy, zeznali, że cała siła austryacka
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/248
Ta strona została uwierzytelniona.