biekursk, Kępę Gliniecką ku Dziecinowu. Szedł naprzód pluton saperów, dwie kompanie woltyżerskie Weyssenhoffa i dwa szwadrony szóstego pułku jazdy. Ten oddział tworzył czoło kolumny. Dalej maszerowały kompanie fizylierskie dwunastego pułku, z artyleryą do niego przywiązaną. Dwie kompanie grenadyerów i szwadron jazdy zamykały kolumnę.
Piąty pułk strzelców konnych pod dowództwem Kazimierza Turny, już poprzedniego dnia szeroką siecią rozciągnięty, przeniknął lasy w kierunku dróg na Tabor, Podbiel, dotarł do Osiecka, Pogorzeli i Warszewic. Ślady tego przejścia malowały się w opowiadaniach pastuchów, chodzących za bydłem. Mówiono wciąż o jakiemś wojsku, które lasami powędrowało ku rzece. Na odwieczerz mała armia ściągnęła do Dziecinowa i stanęła obozem militarnym, zajmując trzydzieści kilka domów i błonie za wsią. Zdala widać było wieżyczkę drewnianego kościołka w Ostrówku i kępy drzew otaczające kilkanaście chat tej wioski. Za nią, od strony Kępy Glinieckiej, w niewielkiej odledłości od brzegu rzecznego, rudziały surowe linie szańca. Sokolnicki wziąwszy ze sobą kilku oficerów, wyjechał ze wsi i puścił się na oględziny miejsca.
— Jeszcze go nie zdążyli darnią odziać... To dobra wróżba... — mruknął do siebie.
Jechał zwolna, trzymając lunetę przy oczach. Kiedy na chwilę odjął szkła, rzekł do towarzyszów:
— Miał Turno racyę. Nie widzę palisad przy skarpie. Chybaby je bili przy przeciwskarpach, żeby nam utrudnić wyrąbanie. Może zresztą biorą teraz wilcze doły w rowach i w nie pale biją. Zobaczymy...
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/256
Ta strona została uwierzytelniona.