Ostrówek. Miała to być pierwsza linia. W drugiej uszykował się pułk Weyssenhoffa z czterema armatami polowemi. Piąty pułk strzelców konnych, ściągnięty sztafetami na miejsce, rozpostarł się, jak włok, i miał postępować za infanteryą dla obsaczenia szańca. Te przygotowania zajęły z górą godzinę czasu. Było po północy, kiedy nareszcie rozległy się daleko głosy bębnów. Zrazu zdawało się, że biją wciąż w tem samem miejscu, ale wkrótce wojsko rozróżniło zbliżanie się ich dwugłosu. Było tak ciemno, że wracający kapitan Siemiątkowski wpadł na pierwsze sekcye Bogusławskiego. Natychmiast stawiono go przed generałami.
— A więc? — zapytał Sokolnicki po francusku, macając ręką w ciemności szlifę parlamentarza.
— Zażądałem, generale, w twojem imieniu poddania szańca.
— Odmowa?
— Tak jest.
— Z kim mówiłeś?
— Z dowódcą pułku imienia Latour-Baillet, pułkownikiem Czerwinkiem.
— Jakiś Czech-pobratymiec?
— Zapewne. Mówiłem z nim po francusku.
— Opowiedz ze szczegółami.
— Kiedy zbliżyliśmy się do szańca, na głos naszych bębnów wyszedł i otoczył nas oddział pieszy. Doboszów zostawiono w polu pod silną strażą, a mnie oficer dowodzący zawiązał oczy i pod strażą zaprowadził w przykopy.
— Jakie było wejście? czy po skoku kurtyny?
— Nie. Ile wnosić mogę, szedłem przez otwór
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/262
Ta strona została uwierzytelniona.