czubami kościołów. Ludzie z rynków, z uliczek, z mieszkań, z powierzchni ziemskiej poznikali. Wchłonęły ich głębokie piwnice, lochy i chodniki, podziemne miasto trwogi.
Była już blizko pierwsza po północy, kiedy ozwały się armaty austryackie na lewym brzegu Wisły, jednocześnie z trzech stron. Olbromski poszedł z rynku w parów północny. Wiedział, że tam znajdzie swego dowódcę. Istotnie Sokolnicki wydawał w tem miejscu rozkazy. W chwili, gdy Rafał zbliżał się, ryknęły z zamku i od bramy Krakowskiej ośmnastofuntowe działa, zdobyte na Austryakach, a teraz wymierzone w ich kolumny, idące Jagiellońską drogą na bateryę drugą i trzecią, czyli na zamek i bramę. Rafał otrzymał rozkaz przyniesienia wiadomości z bateryi czwartej, to jest od kościoła świętego Pawła.
Na przecięciu parowów spotkał dwie kompanie grenadyerskie, pod wodzą pułkownika Weyssenhoffa, pędzące w cwał na wzgórze Świętopawelskie. Pobiegł z nimi i trafił w wir najzacieklejszej bitwy. Kolumna nieprzyjacielska, którą odepchnięto od wzgórza Salve Regina, przeszła rozdołem Piszczeli pod narożniki oszańcowań kościoła świętego Pawła. Szef batalionu Białkowski z dwiema kompaniami pułku dwunastego wytrzyma! tam atak, broniąc się zaciekle. Z prawego boku bateryi, na wale opalisadowanym biły armaty, kierowane przez porucznika Bilskiego i podporucznika Tykla. Ale już jeden z granatników został zdobyty i zagwożdżony, palisady narożnika wyrąbane siekierami, kanonierowie wykłóci bagnetem, a cała trzecia i czwarta kolumna austryacka wdzierała się na nasypy. Grenadyerowie Weyssenhoffa
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/290
Ta strona została uwierzytelniona.