targając je kęsami, ręce, jak żelazne kły, szukały nawzajem gardzieli. Hiszpan był chłop gruby i żelaznej mocy, to też Cedro nie mógł mu sprostać. Ratowała go zwinność i młodość. Wyrywał się co chwila, wyślizgał z okrutnych objęć, rzucał od nowa do gardła ruchami prędszymi od myśli. Bronił się wciąż, szalenie napadając. Czuł jednak, że nie da rady. Śmiertelny pot go oblał.
Rozpacz rozdarła mózg. Przez mgnienie oka decydował: — wyrwać się i uciekać co sił! Targnął się, wygiął w krzyżu i oderwał. Ale tamten poczuł jego niemoc. Klęczeli teraz obaj na ziemi z twarzą przy twarzy i chwilę czekali na śmierć słabszego. Hiszpan nabrał w piersi tchu i rzucił się pierwszy na Cedrę odrazu całem ciałem. Rękoma chciwemi dosiągł jego szyi. W tym to momencie, tarzając się w konwulsyach, zlecieli obaj w jakąś wązką czeluść. Toczyli się po stromych schodach, dusząc się i żrąc wzajem. Na dnie, gdzie przeraźliwy fetor trupów stał nieruchomo, Krzysztof wydarł się z rąk zbira. Odruchem, czuciem świeżego tchu, trafił w czeluść schodów i we dwu, trzech susach dopadł powietrza. W tej samej chwili schylił się i porwał z ziemi olbrzymią bryłę, którą stopami potrącił, a kolanem poznał, jako ruchomą. Wzniósł ją oburącz ponad głowę, siłą nie swoją, lecz jakoby sześciu ludzi, i z chichotem szczęścia od jednego zamachu cisnął nieomylnie w otwór schodowy. Usłyszał westchnienie — śmierć, stęknięcie, koniec, urwany szloch. Wtedy drugą bryłę w to samo miejsce, trzecią, czwartą! Szukał po ziemi coraz większych, nieudźwignionych i nadludzką, oszalałą siłą miotał je z wściekłym po-
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/329
Ta strona została uwierzytelniona.