rozwidla drożyna, po której dążono. Trafiali się jednak i ludzie łakomi na grosz, albo jowialni i dobroduszni, za niuch dobrej tabaki wyjawiający wieść pożądaną, najczęściej zresztą niedołężnie wymyśloną, niepotrzebną, albo fałszywą. Trafiali się politycy trzeźwi i przewidywacze nieomylni, zawsze uznający siłę i władzę tego, kto jej posiada najwięcej. Byli i podli zdrajcy. Ci przychodzili sami, niewzywani, chyłkiem, w godzinie nocy i mroku, wiedli niedostępnemi szlakami i wydawali na śmierć bezpiecznie śpiących rodaków. W godzinie nocy i mroku brali za to zapłatę i znikali w szczelinach górskich.
Niedościgłym inkwizytorem i badaczem co się zowie, był Gajkoś. Umiał tak zadawać pytania i tak je popierać argumentami, że niezwłocznie okazywało się, co zacz jest człowiek. Po dwu, trzech »sposobach« już było wiadomo, czy należy kawalera ogieniaszkiem przypiec, czyli też ze słowiańską gościnnością uczęstować hiszpańskiem winem. Gajkoś władał nawet językiem, wprawdzie nie hiszpańskim, ale z inkwizytorska-aragońskim. Jego bełkot, rzecz dziwna, był zrozumiały dla jeńców wszelkiego usposobienia charakteru i temperamentu, jak powszechnie wiadomy kodeks. Wyprawami dowodził sam Krzysztof. Chodzili najczęściej gęsiego, jeden za drugim, zestrachane konie ciągnąc za uzdy po zupełnych bezdrożach, upłazami, gdzie sypki miał leciał z pod stopy w głuche przepaście. Skradali się przy blasku księżyca i w najciemniejsze noce, czynili napaści rankami i z wieczora na obozy i wędrowne partye.
Po długich trudach całej niemal wiosny udało
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/334
Ta strona została uwierzytelniona.