— Nie radzę takich dreszczów...
— Miałem ja je w sobie.
— Co? Dreszcze?
— Co to gadać! Wiesz ty? — rzekł nagle, zwracając się twarzą do słuchacza: — ja już nie mogę wytrzymać!
— Czego?
— Tego życia.
— Cóż znowu za sentymentalizm!
— Mówię, jak żołnierz żołnierzowi, na honor ci niesplamiony przysięgam, że śmierć-by mi była milsza...
— Dlaczego?
— Życie mi tu zmierzło do cna — oto dlaczego!
— Ależ dlaczego?
— Nie mogę wytrzymać tej służby. Nie mogę! Zarżnęło mię to, zadusiło. Ja nie poto do wojska poszedł, żeby hiszpańskich chłopów żywcem palić, wsie całe z babami i dziećmi do nogi wytracać, miasta uśmierzać ogniem i mieczem. Szczerze ci mówię, że duszą jestem po ich stronie.
— To źle!
— To też dwa lata temu zażądałem dymisyi. Jak poszła moja prośba, tak do tej pory nie wraca. Cesarz wojuje w Austryi, siedzi w Paryżu, a dla mnie abszytu jak niema tak niema. Tymczasem muszę przeciw sumieniu, przeciw własnemu pałaszowi służyć. Biję się z samym sobą, wojuję ze swoim własnym rozumem. Sto tysięcy razy szedłem oślep na zginienie, żeby raz nie być już podłym ludzkim pachołkiem! To mię omija! Teraz już dłużej nie mogę!
— Czy kapitan chcesz wracać do kraju?
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/337
Ta strona została uwierzytelniona.