on nietylko prawo do szpitalnego łoża i wspólnego dołu «ubogich », jak Norwid, — do samobójstwa, jak Stebelski, Bałucki, Wroczyński, ale nadto ma prawo do tego, żeby być posądzonym o szpiegostwo, żeby przez potężne partye polityczne wobec milczącego ogromu widzów być bitym knutem śmiertelnych zniewag, pod razami tego knuta skonać i na kościach bezsilnych dźwigać kamień hańby, kędyś na cmentarzu florenckim, jak Stanisław Brzozowski. Dotąd niema dowodu winy tego człowieka, a kara wymierzona została, jak po najbewzględniejszym wyroku. Byłem jednym z tych niewielu (Karol Irzykowski, Mieczysław Limanowski, Tadeusz Miciński, Wacław Nałkowski, Zofia Rygier-Nałkowska, Władysław Orkan, Ostap Ortwin), którzy podczas procesu, sprawowanego w Krakowie przez partyę socyalistyczną, naskutek oskarżenia Stanisława Brzozowskiego o należenie do liczby członków «ochrany» warszawskiej przez byłego agenta tejże «ochrany» Bakaja, żądali dodania do grona sędziów, członków partyi, jednego przynajmniej literata. Żądanie to zostało wówczas odrzucone. Gdyby taki członek ze strony literatury brał był udział w owym niedokończonym procesie, możnaby było zażądać od niego, ażeby tę sprawę poruszył nanowo, gdy po upadku caratu i rewolucyi rosyjskiej ogłoszona została długa lista szpiegów i prowokatorów, a w liście tej niema nazwiska Stanisława Brzozowskiego. Dążenie do wyjaśnienia prawdy w tej ohydnej sprawie mogłaby wszcząć tylko Akademia Literatury Polskiej. Mogłaby zażądać od owego partyjnego sądu aktów i dowodów, mogłaby, przeprowadziwszy dochodzenie, zmyć z pamięci Stanisława Brzozowskiego znak haniebny, albo,
Strona:PL Stefan Żeromski - Projekt Akademii Literatury Polskiej.djvu/48
Ta strona została przepisana.