wyrzucenia zostało wskazane, i urządziła, jak słychać, wartościowe zbiory tameczne według rady sponiewieranych wówczas krytyków, — czy ze zmianami, lecz w myśl podanych wskazówek.
Gdyby wówczas, gdy swą broszurę pisałem, istniała Akademia Literatury Polskiej, byłbym wezwał jakiś urząd polski do współdziałania w obronie najsłuszniejszej sprawy. Wtedy apelowaliśmy do społeczeństwa, t. j. do pustki, pełnej chaosu. Prasa rada była setnie ze «skandalu». Roiło się od korespondentów, bo przecie pachniało zwadą. Przeprowadzenie sprawy z bezwzględnym pożytkiem dla społeczeństwa, wykonanie Ciężkiej roboty, o które się zwada toczyła, pokryło, oczywiście, obojętne i lekceważące milczenie.
Nastręcza się jeszcze sprawa sprowadzenia do ojczyzny zwłok Juliusza Słowackiego, poruszona i podjęta przez pewne koła literackie i dziennikarskie w Warszawie z racyi rocznicy poety. Należałem do nielicznej grupy piszących (Wacław Berent, Artur Górski, Ignacy Grabowski, Jan Lorentowicz, Ignacy Matuszewski, Zenon Przesmycki, Stanisław Wyrzykowski), która sprzeciwiała się usilnie na publicznem zebraniu w Warszawie sprowadzaniu popiołów wielkiego poety do kraju, zanim duch jego nie został sprowadzony, niepoznane, a nawet w całości nieogłoszone dzieła. Uchwalono tam jednak ogromną większością głosów, ażeby te popioły do kraju sprowadzić. Taką samą uchwałę powziął wiec publiczny w ratuszu krakowskim pod przewodnictwem marszałka krajowego, decydując zarazem o złożeniu ich w grobach Wawelu. Tymczasem, ówczesny biskup krakowski, ksiądz kardynał Puzyna, oparł
Strona:PL Stefan Żeromski - Projekt Akademii Literatury Polskiej.djvu/50
Ta strona została przepisana.