Utworzenie stałej instytucyi literackiej nie byłoby panaceum na wszelkie niedomagania, lecz usunęłoby, jak mniemam, złe zasadnicze. Instytucyę tę proponowałbym nazwać imieniem «Miriama», pracownika w dziedzinie rozszerzenia kultury polskiej — najwyższej zasługi. Przysporzył on piśmiennictwu narodowemu wielkiego poetę Cypriana Norwida, wydobywszy go poprostu z głębi ziemi, gdzie wraz ze swem genialnem dziełem
«Newman, Lafargue, Przybyszewski, Sorel, Nietzsche, Taine, Meredith»....
O piewcy zachodniego wiatru i wolności ujarzmionych, Percy Shelley’u, pisał: «Światopogląd takiego poety, jak Shelley, naraża na niebezpieczeństwo pedantyzmu każdego, kto chce go zdefiniować. Pamiętając o tem, jednak musimy starać się o możliwie najwyższy stopień określności». Każdego twórcę musi on «określić» «zdefiniować». — i to w paru wyrazach, najczęściej zupełnie niewłaściwych, — za coś go obmówić przed tymi, którzy tego nazwiska nie słyszeli, szerzyć jakieś plotki o poezyi, jako tekst obcej zupełnie tłumowi czytelników polskich. Powodzenie wszelkich tego rodzaju werdyktów jest właśnie w głównej mierze skutkiem braku wielkiej biblioteki przekładów głównych poetów i pisarzów świata. Ten «krytyczny» taniec świętego Wita, uprawiany przez Stanisława Brzozowskiego, ogromnie imponował, a i teraz jeszcze imponuje pewnym sferom piszących w Polsce.
Jeżeli Stanisław Brzozowski zmieniał charakter literatury polskiej na całe pokolenie, ze swego trójnoga, to nie dowód, żeby inni.krytycy, nie czynili tego ze swych trójnogów, na swój sposób i według swego widzenia rzeczy.
Każdy z nich zmienia charakter, twórczości polskiej. Dmuchają oni wciąż w kupę popiołu, utworzoną w ciągu szeregów lat z ich sądów i przesądów, pewni, że wzniecają wielkie jakieś ognisko. Pisarze nie słuchają wcale ani rad, ani sądów swych korypetytorów. Twórczość polska potrzebuje przedewszyst-