nie i odpisanie papierów genialnego Polaka z początku dziewietnastego stulecia, dostał bezwzględną rekuzę. Angielskie ministerfum spraw zagranicznych nie mogło żadną miarą dopuścić cudzoziemca do swych aktów, nawet dawnych. Ale wtedy Miriam stanął do oczu ministrowi. Oto on, dyspozytor sił potencyi angielskiej, trzymający rękę na sterze jej nawy, kierownik tylu potęg, dzieł i praw na kuli ziemskiej, odmawia prawa do poznania pożółkłych kart — komu? — Polakowi, członkowi narodu skrzywdzonego przez wszystkie siły świata i zapomnianego przez wszystkich^ — pozbawia ten naród ostatniej własności, promienia geniuszu, zachowanego w zwitkach papieru, — solidaryzuje się z tymi, którzy wydarli nam wszystko — sławę, wolność, szczęście, język, kulturę...
Cień wzruszenia przesunął się przez oblicze angielskiego męża stanu. Za naciśnięciem krążka od dzwonka elektrycznego ukazał się urzędnik, a w kilkanaście minut później teka z pismem Hoene-Wrońskiego leżała na stoliku, przy którym pod okiem specyalnego delegata zasiadł Miriam do swej pracy wskrzesiciela geniuszów.
Działo się to wówczas, gdy nad ziemią ojczystą panowali Hurko i Bismarck i gdy nazwa Polski nie istniała. W anegdocie, którą przytoczyłem z pamięci, streszcza się całkowity ogrom owoczesnego nieszczęścia Polski. Zatarł już był wiatr ślady wielkiego tułacza, samotnika, żebrzącego o posłuch dla genialnych snów swego ducha, obejmujących wieszczemi skrzydłami ziemię i niebiosa, świat i zaświat, wsród krwawego doświadczenia o każdej godzinie.
Strona:PL Stefan Żeromski - Projekt Akademii Literatury Polskiej.djvu/60
Ta strona została przepisana.