Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.



II

Nazajutrz Raduski przebudził się bardzo późno. Gdy skierował wzrok na szyby okien, dostrzegł, że je zmywają cienkie smugi deszczu. Zwlókł się z łóżka, ubrał i zadzwonił raz, drugi, trzeci... Dopiero po upływie kilkunastu minut ukazał się we drzwiach młody chłopiec z głową wysmarowaną sadłem czy słoniną, umyty, obleczony w czystą koszulę i strój świąteczny.
— Macie tu na dole restauracyę? — rzekł do niego Raduski.
— A jakże, mamy.
— Przynieśże mi herbaty, jaki kawałeczek mięsa, bułek, odrobinę masła...
Chłopiec patrzał na niego wyłupionemi oczyma.
— Cóż się tak martwisz, obywatelu?
— A bo, proszę łaski pana, jakże ja przyniosę herbaty i kawałeczek mięsa, kiedy storacya zamknięta?
— I czemuż to?
— No, przecie święto...
— Prawda... święto. Ale gdybyś tak spróbował, może tam będzie samowar nastawiony, tobyś i mnie po starej znajomości... Szklaneczkę herbaty — o więcej nie będę się napierał.