Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/064

Ta strona została uwierzytelniona.

sibrzuchy z głupoty dają bale za balami, jeżdżą karetami, dla mody utrzymują próżnujące dziewczyny i w takie oto bagna ciskają nasze pieniądze.
Portyer odął wargi, umilkł i siedział z zasępionemi brwiami.
Raduski czuł, że mówi, jakby do słupa wiorstowego. To też urwał tę gawędę, podziękował za gościnność i wyszedł. Z ulicy wrócił się jeszcze i spytał:
— Drogi panie, kto tu w Łżawcu mieszka z młodych lekarzy?
Stary wymienił parę nazwisk.
— A z adwokatów, z młodych? Niema tu czasem Koszczyckiego?
— A jakże, jest. Mieszka na Frontowej ulicy w domu Millera.
— Józef Koszczycki? Nie wie pan, Józef?
— Zdaje mi się, że Józef.
Raduski pożegnał go ruchem głowy i zamknął drzwi.