pierwsze nożyce, fejleton zaś wypełniały tłumaczenia powieści angielskich, na przestrzeni wiorst i mil stębnowane w kółku familijnem tegoż redaktora.
Gazeta była silnie, trzebaby powiedzieć, monstrualnie szlachecką, chociaż i zamożniejszemu mieszczaństwu nie odmawiała praw bytu i prenumeraty.
Wiadomości prowincyonalne czerpała dziewiczo z raportów, składanych w urzędzie gubernialnym, co ją zabezpieczało nie tylko od kłamstw reporterskich, ale także od zbytecznego wścibiania nosa; wypadki kościelne kreśliła bezpośrednio w przedpokoju władzy duchownej. «Tydzień polityczny» robiły nożyce, a plotki brukowe całymi koszami znosili usłużni moszterdzieje, częstokroć w nadmiernem mnóstwie, a całkiem bezpłatnie, bo tylko za cenę możności gadania, ile się zmieści.
Laury i okrągłe zyski Gazety nie dawały zdrzemnąć się redaktorowi Echa. Dzięki tej czułości, w parę dni po przyjeździe do Łżawca, Raduski zaszczycony został wizytą Okładzkiego. W pierwszej chwili wędrowiec nasz stanowczo uchylił propozycyę wskrzeszenia pisma, które i t. d. Jednakże po wyjściu ex-redaktora, ze szczególną przenikliwością wiedzącego wszystko, co się tyczyło funduszów — zaczął myśleć o tej kwestji. Następnego dnia roztrząsnął ją uważnie, ze wszech stron i wezwał publicystę do siebie. Ostre pióro stanęło w hotelu niezwłocznie i zgodziło się na wszelkie warunki, jakie mu Raduski przedstawił. Warunki te średnicowo zmieniały ton gazety. Miała ona stracić wszelką dotychczasową barwę, unikać polemiki z towarzyszką, a natomiast miała wytknąć sobie cel bytu
Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/086
Ta strona została uwierzytelniona.