Zwrócił się nagle do żony i objaśnił jej szczegółowo cały plan wydawnictwa. Raduski wodził oczyma po stole przywalonym aktami, stosem książek i gazet, po gratach dawnych, zniszczonych i biednych. Wtem drgnął i z niepokojem przyjrzał się pani Grzybowiczowej. Siedziała sztywnie wyprostowana i lewą ręką cisnęła do ust chustkę, której koniec gryzła mocno zębami. Czoło jej marszczyło się coraz bardziej, brwi zbliżały się jedna do drugiej. Raptem trysnęły z oczu jej łzy strugami i łkanie wydarło się z piersi. Siedziała nieruchoma, wciąż patrząc przez te łzy na Raduskiego szeroko rozwartemi źrenicami w sposób tak żałosny, tak głęboko dziękczynny, że nie mógł usiedzieć. Zerwał się na równe nogi, strzepnął palcami, zaczął sykać, machać ręką i wykonywując dzikie ukłony w kierunku różnych sprzętów mieszkania, co tchu stamtąd umknął.
Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/097
Ta strona została uwierzytelniona.