Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

dzy jedną torturą a drugą. A tortury były nie byle jakie, trwały po trzydzieści pięć godzin, zrządzając ciężkie uszkodzenia ciała. Arterye i żyły pękały, a krwi płynącej z ran filozofa nie można było zatamować. Okręcono go powrozami, które wpiły się aż w kości. Zawieszono ze związanemi rękami nad ostrzem drewna, które wygryzło mu szesnastą część ciała i wytoczyło zeń dziesięć funtów krwi. Ta książka, mówił antykwaryusz, trzymając w ręce Civitas solis, przemawia do mnie, jak miecz złamany w boju, skrwawiony po rękojeść. Nie sprzedałbym jej za żadne pieniądze, za żadne pieniądze!
— A gdzieżeś ją pan kupił?
— Gdziem kupił? Tutaj, u żydka, który furę, słyszysz pan, furę takich książek zgarnął za trzy ruble w czasie licytacyi gratów po jakimś kanoniku, zmarłym na prowincyi... Bo i dlaczego taki Campanella pisał swoją Civitas solis? Dlaczego? — wołał stary głośno, patrząc Raduskiemu w oczy. — Jakiż waryat! Tracić na zaostrzonym drągu szesnastą część ciała i dziesięć funtów krwi dlatego... No dlaczego, dlaczego? Dla iksa, który miał być dopiero po nim, czort wie kiedy, i którego nawet on nie mógł zrozumieć dostatecznie. Mój łaskawco, bronić Galileusza, uprzeć się dla satysfakcyi myślenia według własnych upodobań, dać sobie rozpruwać żyły...
Raduski siedział na stołku przy gablocie, odkładał książkę za książką i uśmiechał się pod wąsem. W pewnej chwili wlepił oczy w starego rozmówcę i przypatrzył mu się ciekawie. Jedne z drzwiczek ostatniej szafy nie dawały się otworzyć z łatwością i antykwa-