Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.



VII

Długie, cudne dni maja przechodziły dla Raduskiego tak szybko, jak godziny. Zaledwie rozświetlał się jasny, zmoczony rosą poranek, już szła noc, prawie ciągle bezsenna, i wnet ustępowała przed nowem przyjściem słońca. Nocne czuwanie, sen pełny trwogi wprawiły redaktora w stan szczególnego oszołomienia.
Widząc ogromne znużenie, pod ciężarem którego pani Marta z nóg się waliła, zaczął ją sumiennie wyręczać w doglądaniu chorego. Siedział tam prawie dzień i noc, kiedyniekiedy wymykając się dla chwili snu, obiadu i zasięgnięcia od Grzybowicza języka o stanie gazety. Już po upływie paru tygodni stał się w rodzinie doktorskiej osobą tak niezbędną, że gdyby raptem usunął się od spełniania tych własnowolnych obowiązków, straconoby tam całkowicie w warunkach tak fatalnych możność bytowania. Pani Poziemska nie opuszczała swego stanowiska u wezgłowia męża, spała przy nim, jak dawniej, na ziemi, ale nie zajmowała się już sprawami domu i wykonawczą jedynie rolę pełniła w kuracyi. Bardzo często w czynach jej, w dźwiękach głosu, w ruchach, w wyrazie twarzy, a szczególniej w tępych spojrzeniach widać było niemoc utrudzenia, wstręt