i obojętność. Męstwo umysłu, wytrzymałość serca nie zmniejszyły się w niej ani na jedną kreskę, ale ręce i nogi, uszy i oczy — ustały. Częstokroć, idąc przez pokoje z filiżanką bulionu, flaszką lekarstwa, lub termometrem w ręce, zbliżała się do jakiegoś fotelu lub krzesła, zamiast do męża, składała rzeczy niesione na pierwszym z brzegu stole i w postawie byle jakiej usypiała, a raczej tonęła w odrętwieniu sennem, krótkiem i jeszcze bardziej męczącem, z którego budził ją pierwszy szept lub westchnienie chorego.
Wszystkiem zajął się Raduski. Gdyby go kto wprost spytał, dlaczego to wszystko robi, nie umiałby odpowiedzieć, a właściwie nie byłby w możności wyrazić słowami, co go pchało do tego rodzaju czynności. Była to przedewszystkiem z pewnością jakaś miłość. Coś strasznie, nad życie swoje w całej tej historyi kochał. Ale którą osobę, czy co? Skulone ciało, ranami wstrętnemi okryte, źrenice pani Marty w próżni zatopione, czy szczebiot Elżbietki, której do ojca nie wolno było przybliżać się i dotykać? Ta głęboka miłość smutnych salonów, osłoniętych żaluzyami, podobną była niby do jakiejś siekiery. Obuch jej stanowiła tępa zemsta, nie wiedząca w kogo ugodzić. Ale częściej, daleko częściej myśli snuły się długim szeregiem, jedne za drugiemi, jak ciche siostry miłosierdzia, co, ukrywszy twarze, niestrudzenie, ze świętem bohaterstwem idą w środek łoskotu wojny, aby na polu zniszczenia zbierać straszliwe jej plony. Pod wpływem tego uczucia rzucał się do walki z chorobą i starał przemóc jej siłę. Urządził dwa razy konsylium specyalistów warszawskich i wybitniejszych miejscowych lekarzy. Przepisy
Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.