Echo łżawieckie nie wywierało na czytającą publiczność w pierwszych miesiącach swego bytu bardzo wielkiego wrażenia. Prenumeratorowie przybywali kiedy-niekiedy, ale zwolna. W Gazecie łżawieckiej, która pierwsze numery Echa witała z obłudną życzliwością, zjawiać się zaczęły pewne symbole w kostyumach entuzyastycznych pochwał, wskazujące palcami zalety przeciwnika, o jakie Gazeta nie kusiła się nigdy, a wreszcie pewnego dnia usiadło w szpaltach skromne, dyskretne, iście braterskie pytanie, czyby nie było «wskazanem», ażeby pismo peryodyczne w takim Łżawcu, przeznaczone, «jakby wnosić należało dla wierzących, dla chrześcijan-katolików» trzymać w duchu bardziej religijnym?... W numerze następnym tkwił już dokumentny artykuł o tem, co to jest moralność «prawdziwa», a co moralność «niezależna», czyli «bezwyznaniowa»... Grzybowicz, odczytując te pytania i admonicye, wciskał binokle i zacierał ręce, szykując się do siarczystej odpowiedzi. Raduski gasił jego animusz — i nie dał żadnej. Czuł on, że wojna tak czy inaczej wybuchnie, a rad był odwlec moment starcia na czas nieograniczony. Wkrótce potem właściciel dru-