sobą cały orszak innych. Cztery listy bezimienne czyniły Raduskiego winowajcą śmierci doktorowej, jako uwodziciela. Biedna ofiara nie miała jakoby innego punktu wyjścia wobec tego, że całe miasto dowiedziało się o romansie, a nędzny krzywoprzysiężca o żeniaczce ani myślał. Wolał łatwą miłostkę... Raduski nie przywiązywał do tych sygnałów moralności wielkiego znaczenia, były to jednak ziarenka maku, padające na szalę czułej wagi jedno po drugiem, jedno po drugiem. Samotność późniejsza zaogniła rany i nalała w nie żrącego kwasu rozmyślań. Serce jakby umierało i ciemności niezgłębione oślepiły wzrok duszy. To, co było świętem jej namaszczeniem, wyssał wśród rozczarowania i szyderstwa, gorąca miłość pracy zgasła i przemieniła się na próżnowanie umyślne, wypełnione bezprzedmiotową nienawiścią. Każda nowa doba jątrzyła smutek i wytracała korzenie zasad, przyzwyczajeń, odruchów szlachetności. Nikt z otaczających nie miał już nad zgorzkniałym żadnego wpływu. Gazetę wydawał sam Grzybowicz; znalezieniem mieszkania, sprzedaniem mebli zmarłej doktorowej, zgodzeniem bony dla nadzoru nad Elżbietką zajmowała się pani Grzybowiczowa. W pierwszym tygodniu Raduski rzadko kiedy rozmawiał z sierotką. Zazwyczaj przebywał sam w ostatnim pokoju nowego mieszkania, gdzie chodził z kąta w kąt. Czasami mógł czytać jedyną książkę, która znalazła się w jego ręku i którą znosił, Instytucye kościelne Spencera, ale pierwszy z brzegu wyraz, jakieś uboczne wspomnienie, niby ostrze noża dotykało rany. I wnet płynęła wszystkiemi żyłami do serca zła krew melancholii, budziła w niem nie dającą się
Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.