której zawiadomił go lekarz życzliwy. Dawno powzięte wiadomości o kształceniu pierwiastkowem w Anglii, Francyi, Szwecyi, Szwajcaryi przydały mu się teraz, jak szczypta wiedzy medycznej może się przydać człowiekowi, wędrującemu przez stepy, gdzie znajduje nędzarza okrytego ranami. Wziął się na nowo do czytania i wszedł w sam środek kwestyi. Główne współpracownictwo przypadło w udziale pani Grzybowiczowej. Ona to była właściwie wychowawczynią dziewcząt. Codziennie bodaj w mieszkaniu redakcyjnem toczyły się dyskusye, jaki system obrać i zastosować należy. Pani Grzybowiczowa była zdania, żeby unikać wszelkich systemów i wychowywać «na dobre kobiety»; mąż jej żądał tylko «ducha wolnomyślności»; Raduski usiłował wyłożyć główną myśl swoją, której ani jedno, ani drugie jasno nie oceniało. Pragnął on kształcić te dziewczęta na kobiety, zdobywające własną pracą nietylko utrzymanie, ale i charakter. Marzył o systemie jeszcze nieznanym, któryby rozwijał swobodnego ducha, nie wykrzywiając go, nie raniąc i nie obarczając kajdanami. Wychowanice miały, według niego, rozpoczynać naukę wzorem szwajcarskim, praktykowanym w szkołach elementarnych, czyli przyjmować wiadomości bardzo wolno, bez żadnej forsy i udręczeń. Obok tego wszakże miały wzwyczajać się do ciągłej pracy, a więc: sprzątać pokoje, robić w ogródku i w kuchni razem ze służącą, chodzić z panią Grzybowiczową do sklepów i w oczach jej kupować bułki, nabiał, mięso, nosić sprawunki itd. Każda z dziewczynek musiała w oznaczonych godzinach wystrzygać i kleić paski pocztowe na gazetę i nosić listy do skrzynek. Służąca nie miała
Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.