nad córką nędzarza, ale mimowoli serce jego miłowało Elżbietkę. Gdy patrzał, jak zamiatała podwórko, albo niosła kosz z miasta, coś się w nim przewracało, jak gdyby czuł na swej twarzy wejrzenie zgasłych oczu. Wtedy tłómaczył się przed niewidzialnym cieniem, że tak trzeba, że Elżbietka musi wyrosnąć na kobietę przyszłego czasu, uzbrojoną w środki walczenia ze zbójeckiem życiem. Ale zawsze takie rozmyślanie wtrącało go do mrocznej sztolni, którą żartobliwie nazywał podziemiami swej duszy. Wówczas szedł do drukarni, stawał przy korbie i wespół z robotnikami wprawiał w ruch maszynę przez kilka godzin z rzędu.
Trud fizyczny nie odpędzał tęsknoty, nie niweczył jej całej, ale tłukł ją niby młotem długo, i długo, aż się zwinęła i układała na swojem miejscu. Sprawa kształcenia dziewcząt poniewoli złączyła się z innemi, o których Raduski myślał, zakładając pismo. A więc występowały rozmaite kwestye czysto łżawieckie: kwestya służących, kwestya terminatorów żydowskich, dzieci błąkających się po ulicach, starców nie mogących pracować itd. W tym samym czasie zaczęły się ukazywać w Echu artykuły pod ogólnym nagłówkiem «Typy». Były to barwne zestawienia żywota np. służącej w miasteczku szwajcarskiem i w Łżawcu, losu terminatora szewckiego w Niemczech i na Kamionce, chłopca sklepowego na głębokim partykularzu we Francyi i w handelku przy ulicy Wąskiej. Artykuliki wyż wzmiankowane sprawiły efekt mniejwięcej taki, jak wetknięcie patyka w mrowisko. Tak zwane «panie» tj. matki, ciotki, i stryjenki «domów» piorunowały na wszelkich recepcyach i szydziły z «rojeń» Echa, z zachcianek, ażeby
Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.