nego. To też dla mojego rozumu, jak fiksacya wygląda myśl, że ja mógłbym pana zwalczyć. Gazeta łżawiecka jest to interes. Z interesem, bronią jakiejś idei, może walczyć tylko człowiek obłąkany. Ja nim nie jestem. Gazeta łżawiecka to interes świetny, jak, naprzykład, dystrybucya w dobrym punkcie, jak karczma na rozdrożu, jak sklep, założony we właściwym czasie i miejscu. Jest to wyszynk wiadomości takich właśnie, jakich główny kontyngent czytających żąda. Czyż przedsiębiorstwo tego gatunku może nie iść? Idzie i bramy piekielne go nie zwyciężą. Mojemu pisemku szło doprawdy o coś wręcz innego. Echo nie jest wcale wyszynkiem zdarzeń i popłatnego w Łżawcu «dobra i piękna». To też pańscy księża, pańska gruba i cienka szlachta, pańscy burżuje czytać go nie będą. To jest coś tak innego...
— Ja wiem, co to jest.
Raduski zamilkł i począł wycierać rękawem jakąś plamkę na surducie.
— Więc jakże szanowny redaktorze? Daję odstępnego siedm tysięcy rubli... — cedził Olśniony, według swego zwyczaju nakrywając białą ręką o długich palcach brodę i dolną wargę.
Przez chwilę trwała cisza. Wreszcie Raduski podniósł zimne oczy na twarz gościa i, od niechcenia wskazując ręką Elżbietkę, rzekł:
— Na głowę tego dziecka zaręczam panu, że nie ustąpię ze Łżawca, nie przestanę wydawać pisma i robić, com umyślił. Mam jeszcze trochę pieniędzy. Gdy pan rozpoczniesz swe tam... intrygi, zawiążę spółkę. Na świecie i w Łżawcu nie sami tylko pańscy man-
Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.