Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze raz powtórzyła okrzyk, uskarżający się na »płoche bruki«, zatrzymał swego siwka i wrzasnął:
— »Da czto wy, barynia, w samom diele k moim briukam pristali! Płochije briuki, da płochije briuki! Isz babu! Płochije briuki, tak płochije, a tiebie baba, czto za dieło«!
Kiedyindziej, już jako małżonka dobrze sytuowanego urzędnika, pragnąc przyczynić się w miarę możności do powodzenia i awansów męża, zaszkodziła mu znamiennie swą niedostateczną znajomością arkanów mowy rosyjskiej. Było to na balu publicznym w mieście gubernialnem pod Uralem. Bal ów zaszczycił swą obecnością miejscowy gubernator, oraz jego dorastająca córka. Pani Barykowa po przetańczeniu walca miała szczęście znaleźć przypadkiem miejsce obok córki gubernatora, zapragnęła zawiązać miłą rozmowę z dziedziczką poduralskiej potęgi. Zapragnęła skorzystać z chwili, i coś zrobić dla męża przez pozyskanie przychylności córki gubernatora. Nie wiedziała, od czego zacząć rozmowę, wahała się i gubiła w niepokoju, coby tu powiedzieć... Wreszcie znalazła! Widząc śliczną różę, przypiętą do stanika uroczej gubernatorówny, pani Baryczyna z zachwytem, rozpływając się w uniesieniu, tonąc w uśmiechach uwielbienia, wyrzekła:
— »Ach, kakaja u was krasnaja roża!«
Jakież było jej zdumienie, ba! przerażenie, gdy dziewczę gubernatorskie omdlewająco-bolesnym dyszkantem poczęło wołać w kierunku ojca:
— Papieńka! Papieńka! Mienia zdieś obiżajut!
Skądże pani Jadwiga (z Dąbrowskich) mogła wiedzieć, że polska róża to nie »roża« tak, zdawało się, z brzmienia podobna!

3