Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/025

Ta strona została uwierzytelniona.

cowskie, uciszyły go tak nagle, jak nagle przyszła ta ślepa boleść dziecięca. Przecie to na krótko! Istne manewry! Wojna nie będzie trwała długo. Jakieś tam parę tygodni. Może miesiąc. Najwyżej dwa. Wał rosyjski przesunie się po polach wrogów, zmiażdży przeszkody, jak marchew czy kukurydzę, i wszystko wróci do normy. Tak mówili wszyscy i taką też opinię w spadku po ojcu odjeżdżającym otrzymał Cezary. Gdy z portu wracał do domu z matką, zaiste, jak grób milczącą, był już wesoły. Pocieszyło go to i owo, a nadewszystko perspektywa swobody. Ojciec, który go nigdy a nigdy nie karał, nigdy nawet nie łajał, a strofował półżartem, z lekką drwinką, dowcipkując, posiadał nad synem władzę żelazną, niezłomną. Wbrew łagodnemu uśmiechowi ojca, wbrew jego grzecznym zaleceniom i pokornym radom, dobrotliwym prośbom, rzuconym wśród umizgów i zabawy, — nic nie można było poradzić. Były to kanony i paragrafy woli, narzucone z uśmiechem i w gronie pieszczotek. Był to rząd samowładny i dyktatura tak niezłomna, iż nic, literalnie nic, nie mogło jej przełamać. Teraz ta żelazna obręcz rozluźniła się i samochcąc opadła. Przestrach paniczny w oczach matki: — co na to ojciec powie? — znikł. Ojciec usunął się z mieszkania i ze świata, a jego nieobecność powiedziała: — rób, co chcesz!
Swoboda uszczęśliwiła Cezarka. Przerażeniem napełniła jego matkę.
— Co teraz będzie? — szeptała, załamując ręce.
Cezary nie zadawał sobie takich pytań. Przyrzekał matce, że będzie posłuszny, zupełnie taksamo, jakgdyby ojciec był obecny w gabinecie. Postanawiał być

14