Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/030

Ta strona została uwierzytelniona.

się przeciwko niej. Z niego płynie na nią jakieś złe. Bezgraniczna miłość ku niemu przekształca się i przeradza na krzywdę słabego jej ciała i ducha omdlałego. Gdyby go tak bezgranicznie nie kochała, cóżby jej było, choćby się psuł i, gdzie chce, hasał? Ale, on bije w miłość, targa tą siłą, którą go obdarzył jej słaby ostatek mocy.
Dniało nieraz, zanim znużona popadała w słaby półsen, w krótkie zapomnienie się, w półczuwanie. Budził ją każdy ruch chłopca, jego chrapanie, albo mowa przez sen. W tych stanach półświadomości zawsze uciekała z tych miejsc obcych »do domu«, to znaczy do Siedlec. Słyszała w głębi swej głowy stuk kół pociągu i widziała niezmierzone obszary pól, lasów, pustek i pastwisk tej ziemi przeogromnej, — Rosyi, — która była jej więzieniem. Skryte, radosne, iście złodziejskie marzenie podpowiadało jej perypetye czynu: zabrać Czarusia, zawiązać w węzeł trochę rzeczy i czmychnąć. Uciec z tego wygnania! Zwiać! Wiedziała w każdem ocknieniu, że to jest niemożliwe, że tego być nie może, że Seweryn nigdyby na to nie przystał. Czyż nie miałby prawa powiedzieć, że uciekła dlatego, że w Siedlcach jest Szymon Gajowiec? To imię i to nazwisko miało moc czarodziejską. Ono tu odsłaniało dawne, wiosenne poranki i letnie dni, których już niema na ziemi. Miała znowu siedemnaście lat i tę radość w sercu, której już niema na ziemi. Wiedząc o tem doskonale, że to jest gruby i śmieszny nonsens, była znowu sobą, dawną, młodą dziewczyną. Kochała znowu Szymona Gajowca sekretnie, skrycie, na śmierć, — jak wtedy. Była znowu na śmierć kochana przez tego wysmu-

19