Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

kłego, pięknego młodzieńca, — jak wtedy. Przeżywała swój niemy romans. Czeka znowu na jego wyznanie, — długo, tęsknie. Ale on nie powiedział jej nigdy ani słowa. Ani jednego westchnienia, ani jednego półsłóweczka! Tylko w tych ciemnych, głębokich oczach jego płonie miłość. Och, nie romans, nie miłostka, nie radosny flirt, lecz posępna miłość. Jakże mógł ośmielić się na wyznanie miłosne jej, pannie z »domu« siedleckiego on, biedny kancelista z »Pałaty«, a nadto pochodzący z chłopów podlaskich, czy tam z jakiejś drobnej zagonowej szlachty? To też milczał, aż się domilczał! Przyjechał Seweryn i wydano ją bez gadania. Wspominała znowu odjazd swój z mężem do Rosji. Stoi oto w oknie wagonu, uśmiechnięta, szczęśliwa, młoda mężatka. Mnóstwo ludzi, wszyscy znajomi, całe miasto. Gwar, kwiaty, uściski, pozdrowienia, życzenia. A w głębi peronu, zdala, sam jeden, oparty o framugę okna — tamten. Jęk przerzynał duszę nanowo. Widziała jego oczy i uśmiech, pełen śmiertelnej boleści. Wspominała dnie dawne, urocze chwile, kiedy przechadzali się nad wodą stawu w Sekule, nad wodą niezapomnianą, pokrytą wodnemi liliami. Pamiętała każde jego słowo owoczesne, cichą rozmowę o unii podlaskiej, o męczeństwach, katowaniach, przymusach. W duszy jego unia podlaska i cała owa kraina smutna a pełna tajemnicy, miała jakgdyby kaplicę swoją. On to jeden wiedział o wszystkiem, wszystko znał z aktów, z papierów urzędowych, z tajemnych raportów. On jeden stał nad drogami tego kraju, jak samotny krzyż. Jej tylko jednej powierzał sekrety. I tak go oto zdradziła... Wspominała wycieczkę jedną do Drohiczyna, drabiniastemi wozami, w licznem

20