Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

pajki, wszelakie ciemne indywidua w najdziwaczniejszych ubraniach i resztkach mundurów. Ten i ów ma jeszcze gwiazdę, »kokardę« na czapie. Panowie w »armiakach«, magnaci w chłopskich »rubaszkach«, a mamroczą zcicha pomiędzy sobą po francusku. Worki niosą na plecach, toboły plączą się dookoła ich nóg, ręce nie mogą udźwignąć gratów i sprzętów. Dają nura z ojczyzny swej do Azyi Mniejszej, do Konstantynopola i »wogóle«, byleby tylko w świat daleki. Gotowi byli podbijać, przywłaszczać sobie, pochłonąć świat cały, a teraz świat ich pochłonie. Wychodzą na podbój świata w panice, w trwodze, w bojaźni wielkiej, która ich batem wypędza z dziedzin ich władzy. Przefasowała ich i przemacerowała doskonale rewolucya w zębach i trybach swych katowni-czrezwyczajek. Wieją teraz, gdzie pieprz rośnie. Wolą być w łachmanach i iść o kiju, byleby dalej a dalej od tych miejsc nieogarnionych, nad któremi rozpościerało się prawo ich paragrafu i ich kozackiego batoga.
Pewnego dnia, gdy tak oboje czekali, jak zwykle, i gdy już cały statek opustoszał, aż do ostatniego człowieka, — a czekali po swojemu, napróżno, — zauważyli pewną grupę nędzarek, które, wyszedłszy ze statku, usiadły w kuczki tuż na kamieniach, zebrawszy koło siebie węzełki i tobołki. Była to rodzina, złożona z czterech dziewcząt i matki, kobiety starszej. Dziewczęta były suche, wyniszczone, obdarte tak dalece, że obuwie ich składało się z deszczułek, poprzywiązywanych do stóp sznurkami, łachmany zwisały z nich w strzępach, a przez dziury widać było nagie ciało. Osoby te nie były jednak nędzarkami z urodzenia. Twarze

39