tylko do chwili uzyskania przydziału do »eszelonu«, czyli pociągu, wiozącego różnych rozbitków do granic polskich. Uzyskawszy niezbędne papiery, wtłoczeni zostali do pociągu, który był nabity do ostatniego miejsca, gdyż, idąc zdala, zabierał po drodze Polaków Bóg wie skąd, z gór, z nad mórz i ze stepów. Dla dwu ludzi znalazło się jeszcze miejsce. Walizkę z wielkim już trudem wtaszczyli za sobą. Pociąg ów dążył do Charkowa. Tam była jego meta. Wszyscy podróżni mieli w Charkowie czekać na inny pociąg, który miał tam dopiero nadejść po pewnym czasie. Pojechali. O ile podróż od wybrzeży Kaspijskiego Morza była długa i ciężka, to ta z Moskwy do Charkowa była już istną torturą. Wozy były naładowane ludźmi, którzy wieźli ze sobą i na sobie całkowity nieraz dorobek długiego życia. Wiedział o tem maszynista, prowadzący ów pociąg. To też, tu albo tam, w mieście lub u jego przedmieść, a nieraz w najszczerszem polu pociąg stawał i stał niewzruszenie. Stał godzinę, dwie, pięć, dziesięć, piętnaście, dwadzieścia. Pasażerowie błagali maszynistę, żeby jechał, — przewodnik, który był poniekąd władzą nad reemigrantami, wchodził z nim w pertraktacye. Maszynista oświadczał sucho, że musi w swej lokomotywie zrobić pewien »remontik«. Robił zaś ów remontik dopóty, dopóki przewodnik, lub ktoś inny z podróżnych, nie obszedł pociągu i nie zebrał składki na szybszą reparacyę maszyny. Kto miał walory, mające jakieś znaczenie, dawał walory. Kto nie posiadał walorów, mógł dawać przedmioty wartościowe, pierścionki, obrączki, dewizki, nawet zegarki, nawet buty i surduty. Pod tym względem wszechwładza kolejowa rządziła się
Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.
90