Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

nie wewnętrzne: — napiszę list do Karoliny Szarłatowiczówny, herbu Rogala. Zapytam jej, czy kury dobrze się niosą?
— A szczęście, żeś tego listu nie wysłał, bo byłabym ci odpisała! No!
— No! Z takiemi błędami ortograficznemi, że pała! Pała z minusem! Zresztą na Ukrainie to nie raziło. Któżby tam o polską ortografię... Boże drogi! Tam przecie wsio pa russki...
— Widzę ze smutkiem, że braciszek nie daje Pani przyjść do słowa... — rzekł Cezary.
— Poczciwe to z kościami, dobre, jak kotlet z marchewką, ale musiał pan przecie, leżąc z nim po rowach, zauważyć... Biedny, biedny chłopczyna...
— Karolino, nie daj się! — podszczuwał ksiądz Anastazy. — Broń się, dziewczę z buzią, jak malina! Jeżeli go teraz nie oszołomisz, znowu zapanuje nad tobą.
— Przebaczam mu z góry wszystko. Biedny bohater, inwalida, zmizerowany w bojach obrońca swych trzód, stadnin, obór, powozów i batów...
— Kolacya! Otóż i kolacya! — z zapałem głosił ksiądz Nastek. — Primum edere deinde philosophari. Nieprawdaż, panie poruczniku? — zwrócił się do Baryki.
— Niestety, nawet nie — sierżancie...
— Jakążeście tam ponad inne przekładali? — spytał ksiądz, chwytając wprawną dłonią gąsiorek ze starką.
— Siwuchę przekładaliśmy stale i niezmiennie, ale teraz przepijno, Nastek, do tego Czarusia...
— A »Czaruś« mu na imię? Właśnie chciałem zapytać, bo to bez tego nieporęcznie.

137