Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

— No, to panie »Czaruś« — nasze! Ładne imię, prawda, Karusia? Podoba ci się?
— Dość ładne imię... — uśmiechnęła się panna Karolina.
— Takie imię dobrze się mówi... — wsunął uwagą wujcio Michaś.
— Czaruś — i kwita! — zdecydował ksiądz, połykając od jednego zamachu zacny kieliszek przezacnej »staruszki«.
Był to średniego wzrostu, krępy i zażywny księżulo. Włosy miał przystrzyżone »na jeża«, twarz pucułowatą, okrągłą, po bokach, pod nosem i na brodzie siną od ogolenia. Zdrowie i wesele tryskało z jego oczu, twarzy i pysznej figurki. Wciąż się klepał po kolanach i udach, czekając tylko na lada sposobność, żeby z jakiejkolwiek racyi parsknąć śmiechem. Zanim przeszła kolejka starki, pomidorek uderzył Barykę po kolanie i wykrzyknął:
— Aleście też spuścili lanie tym żydom! — Cha-cha-cha! Cóż za lanie! Takie lanie nad laniami, że to z okularami na nosie po historyach szukać! Tu ten Piłsudski — szach-mach! Rozpruł, jak nożem! Tu nasz bogobojny Haller goni a bije! Tu Sikorski łomoce, jak w cymbał! Zdarzenie boże...
Wnet się sekretnie przeżegnał, przez chwilę trzymał złożone pulchne rączki i coś tam mruczał pod nosem po łacinie dobry momencik czasu.
— Lanie było w dobrym gatunku, ale też wymagało chodzenia, chodzenia... — westchnął Hipolit Wielosławski.
— E — odjesz się! I to zaraz, dzisiaj. Dawaj-

138